piątek, 27 grudnia 2013

Zimowo i Świątecznie

Zima trwa już u Nas od dłuższego czasu. Tu nie zaskakuje ona co roku drogowców. Ulice już przed pierwszymi śniegami były posypywane solą a gdy tylko spadł pierwszy śnieg w grę wskoczyły od razy pługi. Jednak nie wszystko jest przewidywalne. Pewnej niedzieli, wychodząc z domu do pracy ujrzałam coś niespodziewanego, co chyba nie tylko mnie zaskoczyło, ale wszystkich tutejszych mieszkańców. Świat stanął w lodzie! Przez Missisauge przetoczył się "ice storm" pozostawiając po sobie kilku centymetrową warstwę lodu na wszystkim, czego skutkiem było odcięcie 200 tys osób od prądu (dwa dni przed świętami) oraz połamaniem sporej ilości drzew. Nie wspominając już, że aby dostać się z domu na autobus, trzeba było wyjść jakieś 10 min wcześniej niż zwykle aby ostrożnie doślizgać się do przystanku.

Święta -  mimo, że poza domem bez rodziny, znajomych to nie było tak źle. Rodzina p. Barbary zaprosiła Nas na Wigilię a Nina na świąteczny obiad.

Ręcznie robione prezenty dla właścicieli Naszego mieszkania.
Dzieło Szymona 
 
Świąteczny obiad
Firma Szymona zadbała abyśmy nie głodowali.
 
Świąteczne dekoracje u sąsiadów.


Sarny
Pogoda była całkiem całkiem, wiec drugiego dnia Świąt udaliśmy się na przedobiedni spacer.





I choć jest już po Świętach, to najlepszy prezent przyszedł dopiero teraz. Dzięki Wam wszystkim!! Na prawdę było bardzo miło rozpakować paczkę z przeróżnymi rzeczami.




 Zastanawia Nas tylko jedna rzecz. Na co nam jedna rękawiczka??:)




wtorek, 10 grudnia 2013

 Aquarium
   Dni zrobiły się zdecydowanie krótsze, coraz niższa temperatura daje się we znaki. Śnieg spadł już parę razy. Ludzie wpadli w świąteczny szał co można zobaczyć wracając wieczorem do domu i widząc stojące choinki w oknach, domy udekorowane w setki świecących lampek. 

 Dwa miesiące. Już tyle minęło od Naszego wyjazdu z Polski. Czas biegnie nieubłaganie szybko. Nie wiem czy dzieje się tak, ponieważ miało miejsce wiele nowych rzeczy, czy taka jest po prostu jego natura. Choć w Krakowie nie narzekałam na nudę i raczej zawsze myślałam, że doba powinna mieć więcej godzin, to tu jakoś wszystko nabrało jeszcze większego tempa.

 Ostatnia niedziela była pierwszym dniem od Naszego przyjazdu, który okazał się być wolnym od pracy zarówno dla mnie jak i dla Szymona (jak widać taka okazja nie zdarza się za często). Od samego początku wiedzieliśmy, że na pewno nie przesiedzimy tego dnia w domu, a że całkiem niedawno w Toronto zostało otwarte nowe oceanarium, cel stał się jasny.

Toronto - po wyjściu z metra zrobiło na mnie wrażenie. Tylu wieżowców w jednym miejscu nie spotykam  co dzień, jednak po chwili człowiek się przyzwyczaja i nie robi to totalnie wrażenia.

 Ratusz
Nasza Nyska spod Hali Targowej nie zrobiła by tu furory.   Specjalnie dla Kucziego
 
Oceanarium zrobiło niesamowite wrażenie. Spędziliśmy tam ok. 3 godzin przechadzając się między rekinami, płaszczkami, wszelkiego rodzaju  meduzami, krabami i różnego rodzaju baaardzo dziwnymi stworzonkami.

Ta ryba przywitała Nas na wejściu:)


 Gdyby Szymon był tuńczykiem....:)






Konik morski...
  
... i jeszcze jeden konik morski....:)

 
Tak więc pierwszy wyjazd z Missisaugi zaliczamy do udanych. Ciekawe kiedy następna wolna niedziela....
Następny cel CN Tower.

 I na koniec - skurczybyki są wszędzie...